Dziś Flek nie zaatakował w pracy. Zaatakował za to ktoś inny.
- Natka? - usłyszałam, kiedy układała puszki z jedzeniem dla kotów: te z ryżem i marchewką po prawej, a te z wołowiną po lewej.
Odwróciła się. Przy niej z pustym koszyczkiem w ręku stał Bastek.
- Witaj – powiedziała zaskoczona.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę – powiedział.
- Ja też bardzo się cieszę – wykrztusiła – Zakupy?
- Nie – odparł – To znaczy tak – poprawił się szybko – Tak na prawdę, to przyszedłem się z tobą zobaczyć.
- Skąd wiedziałeś, że tu pracuję? - zapytała.
- Kiedy dałaś mi te chusteczki w przychodni, przez przypadek całkiem, zobaczyłem czerwono- niebieski daszek w twojej torebce. Znałem te kolory, więc poszukałem sklepu najbliżej twojego miejsca zamieszkania. Przychodziłem tu codziennie, ale cię nie było.
Nie tylko Natce wydało się to urocze. Ja też tak pomyślałam. Szukał jej. To miło z jego strony.
- To miło z twoje strony – powiedziała Natka.
Uśmiechnął się.
- O której kończysz?- zapytał.
- O dwudziestej – powiedziała.
- Świetnie. Mógłbym cię odprowadzić do domu?
- Ale jest dopiero siedemnasta – zauważyła przytomnie.
- Nie szkodzi - odparł – jeśli nie będę przeszkadzał, poczekam.
- Oczywiście, że nie – uśmiechnęła się Natka i usiedli na podłodze.
I znowu rozmawiali o Monecie, koncertach PJ Harvey, książkach Browna i muzyce poważnej.
Na tych rozmowach minęły im cztery godziny. Natka zdążyła poukładać cały asortyment.
- Tak sobie pomyślałem, czy nie chciałabyś pójść ze mną do kina jutro wieczorem.
- Pracuję do szesnastej. Z przyjemnością.
Dochodziliśmy właśnie do naszego bloku.
- Miło było cię znów zobaczyć – powiedział.
- Ciebie też.
Już się odwrócił, już miał sobie pójść i krzyknąć na pożegnanie „do jutra”, kiedy poczułam, że Natka sztywnieje i osuwa się na ziemię po drzwiach.
- Bastek!– krzyknęłam.
Rzucił się i w ostatniej chwili złapał Natkę. Zemdlała.
- Zanieś ją na górę, na co czekasz! - krzyczałam.
Najpierw nie wiedział co się dzieje, tak samo jak ja. Dopiero po chwili przedstawiłam mu się, kazałam sprawdzić czy Natka oddycha, wyjąć klucze z drzwi wejściowych i zanieść ją na czwarte piętro.
- Co się stało! - krzyknął Ernest, kiedy zobaczył w drzwiach obcego mężczyznę z Natką na rękach.
- Za chwilę Erneście – powiedziałam – Bastek, połóż ją do cholery na łóżku!
Bastek, trochę zaskoczony obecnością Ernesta, posłuchał.
Fuzja nie powiedziała nic. Znów zaczęła płakać.
- Zdejmij mnie i połóż na stole – kazałam.
Posłuchał.
- Zrób coś, ty się znasz na tym lepiej niż ja! - odpowiedziałam, kiedy w panice pytał, co robić.
Na szczęście Natka ocknęła się zanim zrobiliśmy cokolwiek.
- Co się stało? - zapytała i od razu zwinęła się z bólu.
- Natko, wszystko dobrze? - pytał Bastek, ja pytałam, Nawet Ernest pytał. Ale ona nie odpowiedziała. Leżała i masowała skronie.
Bastek usiadł przy niej i przytulił do siebie. Dłonią starł jej łzy z policzka.
Natka rzadko kiedy płakała. Czasem przy nas, jak coś się nie udało, czasem tak, bo było źle.
Ale teraz Natka płakała z bólu i to były najgorsze łzy jakie w życiu widziałam. Same ciekły z oczu, niezależnie od Natki. Ten, ten paskudny Flek! To jego i tylko jego wina! Pewnie siedział w Natce, palił i rozdrapywał ją od środka.
Natka nie mówiła nic, tylko co chwilę trzęsła się i próbowała podnieść.
- Podaj jej torebkę – zauważył Ernest.
Posłuchał.
Z torebki Natka wyjęła Gulki. Wszystkie, jakie miała. Wzięła trzy niebieskie, dwie białe, a kiedy zabrakło białych jedną zieloną.
Nikt z nas się nie odzywał. Wiedzieliśmy, że tak trzeba. Nie było innego wyjścia. Nigdy nie było.
Natka popiła Gulki dużą ilością wody i położyła głowę na poduszce. Bastek siedział przy niej i głaskał ją po policzku.
Zasnęła szybko.
- Co jej jest? - zapytał Bastek, siadając przy stole.
- Tego nie wie nikt – odpowiedziałam.
- Od dawna tak się jej dzieje?
- Od kilku ładnych lat.
I w ten sposób Bastek dowiedział się o Fleku, jego wyczynach, odwadze i wytrzymałości Natki, o tym jak staramy się ją wspierać.
To była pierwsza noc, którą Natka spędziła tu z istotą żywą. Bastek nie poszedł sobie.
- Nie chcę jej budzić, żeby zamknęła sobie dom. Nie mogę jej poza tym zostawić samej. A jeśli znów zemdleje? - powiedział.
Co cztery minuty sprawdzał czy oddycha i czy jej czoło jest dalej ciepłe.
Tak zastał nas ranek: Bastka z ręką na czole Natki, Fuzje ze łzami jak grochy i Ernesta w poważnym i trochę przerażającym milczeniu.