- Wstań Śpiąca Królewno.
Natka zerwała się i usiadła na łóżku.
- Bastek? Co ty tu robisz? - zdziwiła się.
- Życie ci uratował, dziewczyno, ot co robi – prychnął Ernest.
Tak na prawdę to bardzo się cieszył. Wszyscy się cieszyliśmy, zwłaszcza Bastek. Jemu chyba ulżyło najbardziej, kiedy Natka otworzyła oczy.
- Siedział tu przez całą noc i sprawdzał, czy oddychasz– dodała Fuzja.
Natka popatrzyła na niego wielkimi oczami i uśmiechnęła się blado.
- Dziękuję to chyba za mało, prawda – powiedziała – Czułabym się zaszczycona gdybyś został na śniadaniu.
- Chętnie – powiedział.
Natka, nie odleżawszy swoich dziesięciu minut zerwała się z łóżka, zaplątała mnie w kucyk i pobiegła do kuchni.
- Ernest, dwie szklanki wody na najmniejszym gazie! - krzyknęła.
- Robi się.
Nastawiła makaron i sos do odgrzania a sama wróciła do pokoju.
Z szafy wyjęła pudełko z herbatami i wręczyła ja Bastkowi.
- Proszę. Tobie dziś przypada zaszczyt wybrania herbaty do śniadania.
Bastek popatrzył na nią jak ktoś, kogo spotyka wielka, niezasłużona nagroda, pomału otworzył pudełko, delikatnie, jakby było ze szkła, położył je na stole i wyciągał z niego kartoniki z suszem.
Natka popatrzyła na niego z podziwem. Pewnie pomyślała przez chwilę, że nie zna osoby, która z takim namaszczeniem wybiera herbatę i układa pudełka.
Wróciła do kuchni i nałożyła makaron na talerze. Zaniosła je po pokoju i postawiła na stole.
Bastek jeszcze nie wybrał. Oglądał malinową i waniliową.
- Natko, już – oznajmił Ernest.
Wyciągnęła z kredensu czerwony kubek z zamalowanymi czereśniami i drugi, zielony, z konikiem polnym, po czym poszła do kuchni.
Kiedy wróciła na stole stało tylko jedno pudełko – z herbatą waniliową.
- Tej jeszcze nigdy nie piłem – przyznał nieśmiało.
Uśmiechnęła się i wsadziła po torebce do każdego z kubków.
- Czy Joachim przyszedł i dziś? - zapytał Ernest.
Natka krótko wyjaśniła gościowi kim jest Joachim.
- Tak, przyszedł. Ale nie rozmawialiśmy. Przez cały czas na mnie patrzył smutnymi oczami i pokazywał palcem do góry.
- Dziwne – zamyślił się Ernest – Bardzo dziwne.
Bastek przytaknął tylko. Siedział z dłońmi oplecionym wokół kubka, z kciukami po bokach i pił, patrząc tęsknym wzrokiem na Natkę.
Tego dnia poszli razem do kina. Nie wzięła mnie ze sobą, bo powiedziała, że musi wyglądać szałowo. Założyła swoją afrykańską sukienkę, tę do kolan z różne wzory i pomalowała usta czerwoną szminką, tą w odcieniu jej włosów.
Mieliśmy dużo czasu, żeby porozmawiać o Fleku i jego wybrykach.
- Wiecie, że zbliża się Dzień? - zapytał Ernest.
Ja i Fuzja wiedziałyśmy. Dzień to nie było żadne święto, ani powód do świętowania. Nie była to okazja do żartów, ani wyjazdu na zamiejskie wycieczki. To nie był Dzień Dziecka, Dzień Matki, Dzień Babci ani Dzień Białej Laski.
To był po prostu zwykły dzień, w którym zakręcano kaloryfery.
- Nie chcę was zostawiać samych – zasmucił się.
My też nie chciałyśmy, żeby nas zostawiał.
- W tamtym roku zasypiałem również z ciężkim sercem, ale teraz...
- My też się martwimy. Ale zobacz, jest Bastek – próbowała podnieść go na duchu Fuzja.
- Wiem. I to chyba jedyna jasna strona tej sytuacji. Gdybym mógł nie zasypiać...
- Ale nie możesz. To nie jest twoja wina. I tak przydajesz się najbardziej z nas wszystkich.
- Nie przydaję się. Jestem bezużytecznym kawałkiem żeliwa. Nie umiem pomóc Natce. Nikt nie umie – powiedział na głos to, co od dawna rodziło się w naszych zbolałych sercach.
Po raz pierwszy powiedział, to czego baliśmy się mówić. A potem jeszcze dodał.
- A co będzie, jeśli Bastek zawiedzie?
- Nie zawiedzie. Nie może. To jest BASTEK. Chłopak, który stał przy półce z psią karmą przez cztery godziny, chłopak, który miał gile do pasa, kiedy poznał Natkę, chłopak, który ślęczał nad nią całą noc i pilnował, czy oddycha! - wybuchnęłam.
Ernest nie miał argumentu na taką odpowiedź.
- Kiedy to się stanie? - zapytała zmartwiona Fuzja.
- Juto przed południem.
- Powiesz Natce dzisiaj?
- Muszę, Lulko, muszę.
Od kiedy tu jesteśmy, tyko raz musiałyśmy pożegnać Ernesta na ponad pół roku.
Pamiętam, jak Natka płakała, kto ją ogrzeje, kto powie, jak długo gotować wodę, kto będzie tłumaczył rozmowy z Joachimem.
Natka bardzo nas kochała. I nie lubiła, jak ktoś odchodził.