Natka siedziała trzy godziny, bez przerwy, na dziwnym obrotowym krześle, przeciągając towary nad magnetycznym czytnikiem, mówiąc „dzień dobry” i „zapraszamy ponownie”. I pewnie siedziałby tak cały dzień, gdyby nie Flek. A miałam nadzieję, że akurat tego dnia nie przyjdzie, że sobie podaruje.
Ale przyszedł.
Właśnie wtedy, kiedy Natka kasowała olbrzymie zakupy matce z dzieckiem za ręku. Bachor piszczał i darł się, matka telepała nim na wszystkie strony, a Natka, krzywiąc się z bólu, wbijała na kasę kod wielkiej paczki pieluch.
- Czy ktoś może mnie zastąpić? - zapytała przez czerwoną słuchawkę telefonu, przyczepionego do słupka z numerem 4.
Nikt nie odpowiedział. Kasowała dalej. A ja nie mogłam jej nawet pocieszyć. Oparła plecy o krzesło i wzięła głęboki oddech, ważąc marchewkę. Pewnie przeklinała w myślach, czemu ta kobieta nie mogła zrobić zakupów gdzie indziej, gdzieś, gdzie jest taniej, ładniej i milsza obsługa.
Poprosiła stojącą za mamą kobietę, żeby postawiła przed taśmą taką białą kartkę z czarnymi literami „Ostatni klient. Kasa nieczynna. Przepraszamy.”
Cztery słoiki papryki konserwowej były ostatnią rzeczą, jakiej młoda mama potrzebowała do szczęścia. Natka z bólem połykając ślinę dała jej resztę i paragon, po czym zaprosiła ponownie. Starsza pani potrzebowała tylko kilograma ziemniaków, oleju, soli i plastikowej miski.
Natka, cała gorąca i z pulsującymi skroniami, łapczywie wdychając powietrze, starała się obsłużyć ją jak najszybciej.
- Czy pani jest chora? - zapytała kobieta – Strasznie pani blada i roztrzęsiona.
Natka pokiwała tylko głową, że nie, że wszystko w porządku.
Dała kobiecie paragon i zeszła z kasy. Całe szczęście do zaplecza miała niedaleko. Zataczając się, podeszła do krzesła, ale nie usiadła na nim, tylko odepchnęła się od poręczy i pobiegła do łazienki.
Wymiotowała długo. I tak znalazła ją Kierowniczka.
- Na litość boską! – krzyknęła i podeszła. Natka nie zamknęła drzwi do łazienki, bo nie zdążyła – żyjesz dziewczyno? Powiedz coś.
Natka popatrzyła na nią tylko nieprzytomnym wzrokiem i znów zwymiotowała.
- Co ci jest? Zjadałaś coś nieświeżego?
Natka nic zepsutego nie zjadła. Wymiotowała z bólu. Flek tak dobrze się poczuł, że dopadł się też do żył. Natka siedziała na podłodze i rozcierała przedramiona, jakby ją kto poparzył, albo wlał do żył wrzącej smoły.
- Zadzwonić po pogotowie? - zapytała Kierowniczka.
Natka potrząsnęła głową. Poprosiła tylko, żeby podać jej torebkę.
Kierowniczka wróciła bardzo szybko. Natka wzięła torebkę, wyciągnęła z niej wodę mineralną i zaczęła pić.
- Przyniosę ci jeszcze – powiedziała Kierowniczka, widząc, że butelka jest już prawie pusta.
Kiedy wyszła Natka wyjęła płatek Gulek. Wzięła te niebieskie. Było ich pięć. Wycisnęła wszystkie na dłoń i połknęła, nie popijając.
- Natko – odezwałam się – nie tak dużo.
Ale Natka nie słuchała. Wyciągnęła jeszcze płatek zielonych i wzięła trzy.
- Natko – prosiłam – spokojnie. Może zaraz przestanie. Może zaraz sobie pójdzie. Nie bierz już więcej.
Na szczęście wróciła Kierowniczka z całą butelką wody. Podała ją Natce.
- Może chcesz jakieś tabletki? - zapytała – Mam bardzo dobre, pomagają szybko.
Natka pokiwała głową, że nie potrzeba, że zaraz przejdzie.
- Posiedź chwilę na zapleczu i odpocznij – powiedziała Kierowniczka, tonem wysoce wskazującym na realne zmartwienie. Tak, ona się zmartwiła. Nie jak o szeregowego pracownika dyskontu spożywczego, ale jak o człowieka, takiego bliskiego, z którym ma się do czynienia codziennie, na którym czasem nawet i zależy i którego szkoda.
Natka usiadła na krześle i kiedy zostałyśmy same, zaczęła płakać.
- Ja już ma dość – chlipała w rękaw czerwono - błękitnego uniformu – ja mam już dosyć. Dlaczego on mnie tak gnębi, dlaczego?
- Nie wiem – zaczęłam nieśmiało – może kiedyś sobie pójdzie. Gdzieś daleko. Jutro pójdziesz do Mumii z wynikami i ona coś poradzi.
- Nic nie poradzi, Lulko – rzekła smutno – nic a nic. Ja już nie wiem co robić.
- Nie poddawać się – stwierdziłam.
Tego dnia Kierowniczka otrzymała imię. Już nie była tylko szara i nijaka. Była dobra, troskliwa i ludzka. Nie okrzyczała Natki, że nie pracuje, nie wygoniła jej z powrotem na kasę, nie wygoniła jej nawet do półek, tylko pozwoliła chwilę posiedzieć.
- Zachowała się szlachetnie – przyznała Fuzja – zasłużyła na akt nadania imienia.
- Też tak myślę. Musimy go spisać – powiedziała Natka, podchodząc do barku, wyciągając z niego czarny brulion i pióro.
- A więc – powiedziała, smarując litery i mówiąc na głos, co pisze.
Akt nadania imienia
Ja, Natka, dostąpiwszy dzisiaj szczególniej troski i współczucia ze strony mojej Kierowniczki zdecydowałam, że nadam jej własne, unikatowe imię. Zaszczyt ten jest nagrodą za wkład, jakiego dokonała w walce z Flekiem i prawdziwie ludzkie serce. Jej imię powinno odzwierciedlać szlachetność dokonanego czynu.
Tak więc moja, do niedawna Kierowniczka, otrzymuje imię Kamyk, które jest jej nadane po wsze czasy. Wyrok jest prawomocny.
Dokument ów, zaklejony w kopertę w kwiaty, przekazuję mojemu przyjacielowi, Ernestowi, ponieważ on wie ja się dokumentami opiekować.
Z poważaniem
Natka
- Kamyk! - zapiszczała Fuzja – Świetnie! Podoba mi się.
- Mi też – dodał Ernest, kiedy Natka schyliła się i wsunęła kopertę między niego a ścianę. Były tam wszystkie akty nadania imion, raporty z pożegnań i inne bardzo ważne dokumenty. Te mniej ważne, tak jak rachunki, Natka trzymała w puszce, w barku – Kamyk Szlachetna.
- Lady Kamyk Szlachetna – poprawiłam go - Nie wiedziałam, że ma takie dobre serce.
Natka wstała i poszłyśmy odgrzać obiad oraz zagotować wodę na herbatę.
- Erneście, nastawiam szklankę wody na najmniejszym palniku! - krzyknęła Natka.
- Zaczynam odliczanie!
Natka zostawiła obiad na gazie, wyjęła z pudełka torebkę herbaty malinowej i włożyła ją do filiżanki, którą skleiła dziś rano.
- Myślałaś dziś o nim? - zapytał niedyskretnie Ernest, kiedy wróciła z kuchni z zaparzoną herbatą i odgrzanym obiadem.
- A jak sądzisz?
- Sądzę, że myślałaś.
Nie odpowiedziała.
- Idziesz jutro do Mumii?
- Idę.
- Pewnie się spotkacie – kontynuował temat Ernest.
- Myślisz? - natkowe oczy aż się zaświeciły.
I na takich rozmowach, trochę poważnych, trochę mniej, upłynął nam wieczór.
Na noc zostałam w łazience, dlatego nie mogłam powiedzieć im, jak podle dzisiaj zachował się Flek i ile Gulek wzięła Natka.