- Natko! - krzyczał Bastek już od wejścia – Mam dobrą wiadomość! Za niecały miesiąc Ernest do nas wróci.
Natka siedziała właśnie na pufie przy stole, czesząc włosy. Myślałyśmy, jak inaczej może je spinać. Kucyk i warkocz już jej się znudziły.
Kiedy zobaczyła Bastka, porwała mnie ze stołu, zaplątała w niedbały kok i rzuciła mu się na szyję.
- Na prawdę? To cudownie – pisnęła – Słyszałyście? Ernest wraca!
- Ja też się cieszę – westchnął Bastek – Brakowało mi jego mądrych słów i tego miłego tonu wiernego lokaja.
Miał rację. Brakowało nam tego wszystkim.
Od czasu zaśnięcia Ernesta Natka rzadko piła herbatę. I prawie nigdy nie opowiadała nam o swoich snach. Raz tylko, powiedziała, że od dawna nie widziała Joachima.
- Dziś przyszedł Joachim – powiedziała, prowadząc Basta za rękę do stołu.
- Co mówił? - zaciekawiła się Fuzja.
- Że już niedługo. Pewnie chodziło mu o Ernesta. Dobry, stary Joachim. Wiedział wcześniej.
- Miał latawiec dla mnie? - zapytał Bastek.
- Nie miał latawców. Tylko ja miałam, swój. Leciał wysoko, wysoko. Miał pewnie długą nitkę. Z daleka nie mogłam dostrzec, jaki ma wzór na sobie.
I tylko tyle rozmawialiśmy na ten temat.
Tamtego dnia Natka z Bastkiem pojechali robić zdjęcia za miasto. Natka nie miała aparatu, więc Bastek dał jej swój, mały, srebrny i cyfrowy.
- Nie jest najgorszy – powiedział, wręczając go Natce – na pewno będzie ci się z nim dobrze pracowało. Robiłem nim portfolio na studia. A ja zechcesz dam ci ten – wskazał na swoją lustrzankę cyfrową z naprawdę wielkim teleobiektywem.
Nie było ich cały dzień. Wrócili dopiero późnym wieczorem.
- Jesień jest piękna, prawda? - westchnęła ściągając wielki czarny sweter, podobny do tego brązowego Bastka.
- Ty jesteś piękna – powiedział Bastek, głaszcząc ją po głowie.
Potem obejrzeli zdjęcia na laptopie Bastka. U Natki tematem przewodnim było niebo, u Bastka – Natka. Nie mógł się nadziwić, jakie sprawne oko ma Natka i jak świetnie kadruje.
Później wypili herbatę i Bastek poszedł do domu. Obiecał, że wróci jutro rano i znów pojadą gdzieś utrwalać przyrodę. Natka dała mu klucze, na wypadek, gdyby spała.
- Nareszcie jesteś szczęśliwa – uśmiechnęła się Fuzja, kiedy tylko zamknęły się drzwi.
- Fuzjo, przecież ja zawsze byłam szczęśliwa – powiedziała Natka, przechylając głowę.
Kłamała. Tak na prawdę, Na Prawdę szczęśliwa była dopiero od niedawna. Zaczęło się na przeprowadzeniu tutaj, na dostaniu się na wymarzoną uczelnię, a skończyło na poznaniu Bastka.
Wcześniej, przed nami, Natka nie miała prawdziwych przyjaciół. Uka była jej przyjaciółką, ale nie prawdziwą. W szkole dzieci trochę się jej bały, bo interesowała się biologią i każdego, kto chciał z nią rozmawiać raczyła wykładem na temat rozkładających się tkanek zwierzęcych.
Natka była jedynaczką, co jeszcze bardziej podkreślało jej dziwactwo. Chłopcy z piątej c mówili, że widzieli ją kiedyś w nocy na cmentarzu, jak woła nieżywych. To było kłamstwo. Owszem, Natka chodziła na cmentarz, chodziła często, ale nie w nocy i nie wołała tam zmarłych, tylko rozmawiała z babcią.
- Ale teraz jesteś tak inaczej szczęśliwa. Szczęśliwa w pełni – oponowała Fuzja.
- Tak. Jestem najszczęśliwszą istotą w Układzie Słonecznym.
Byłaby, gdyby nie Flek.
Przyszedł właśnie w trakcie naszej rozmowy. Natka nie czekała długo, wzięła płatek Gulek i połykała po kolei, jedna za drugą.
- Dzisiaj idę spać wcześniej. Nie chcę, żeby Bastek musiał na mnie rano czekać.
Jak co wieczór wzięła długi prysznic, rozczesała włos, posmarowała ręce kremem nawilżającym i położyła się do łóżka.
W nocy przyszła burza, co było dość dziwne o tej porze roku. Pioruny rozjaśniały niebo, przecinając je raz po raz. Grzmiało, jakby stado dzikich koni biegło po blasze do pieczenia.
Wiatr kołysał drzewami, co rusz zrzucając coś to z nich, to z dachów, albo parapetów. Padał deszcz. Nie życzyłabym nikomu stać tam na dworze, wśród tego wszystkiego, moknąć, marznąć i uważać, żeby nie dostać czymś w głowę.
Nie spałam całą noc. Te pioruny i grzmoty, to wszystko było takie złe i kpiące, jakby chciało komuś powiedzieć „widzisz, przegrałeś, przegrałeś Ze Mną”.
Natka się nie obudziła, leżała dalej w swojej czarnej pościeli w wiśniowe motyle. Jej twarz, jak niebo, rozjaśniała łuna.
Bałam się.