Wróciła późno. Myślała, że śpimy.
Przyszła taka roześmiana i rumiana i cała w skowronkach. Na jej murzyńskiej sukience kołysały się krople mgły i deszczu. Weszła do pokoju, a za nią wszedł Bastek.
- Nie puszczę cię do domu w taką pogodę – śmiałą się, a dołeczki w jej policzkach podskakiwały lekko.
- Nie chcę robić ci kłopotu – zawstydził się Bastek.
- Nie robisz. Zapraszam.
Zdjęła wysokie glany i wsunęła pod szafkę. Weszła do łazienki i zdjęła z wieszaka dwa ręczniki.
- Łap – powiedziała, rzucając jeden z nich na Bastka.
Wziął i zaczął wycierać swoje czarne włosy. Sięgały mu prawie do brody.
- Erneście, dwie szklanki na najmniejszym płomieniu! - krzyknęła.
Ernest tylko westchnął. Nie odpowiedział.
- I co teraz? - zapytała Fuzja. Dobrze wiedziała, że przy Bastku nie można mówić o sezonowym odejściu Ernesta.
- Nic – szepnął -niech bawią się dobrze. Powiem jej jutro. Nie zabierajmy jej tych nielicznych chwil radości, jakie ma bez Fleka.
Ernest zachował się bardzo dobrodusznie, chociaż obie wiedziałyśmy, jak mu ciężko i smutno. Ernest wiedział o czymś, czego nie chciał nam powiedzieć. I to coś bardzo ciążyło mu na jego dobrym, żeliwnym sercu.
- Jaką tym razem – zapytała Natka, uśmiechając się.
- Ty wybierz – powiedział – ja nie sprostam takiej odpowiedzialności.
- Karmelową – zapadł wyrok.
Natka wzięła pudełko, położyła je na stole i zaczęła w nim grzebać.
- Co robiliście, jak nas nie było? - zapytała. W jej oczach dalej jarzył się ten ciepły błysk.
- Graliśmy w Alfabet.
Alfabet to taka zabawa polegająca na mówieniu wyrazów na kolejne litery alfabetu i powtarzaniu później całego ciągu bez pomyłki.
- I kto wygrał? - zapytał Bastek. Wszedł do pokoju i usiadł na łóżku.
- Ernest – powiedziała Fuzja.
- Fuzja – powiedziałam ja.
- Tak, oboje wygraliśmy – westchnął Ernest jak gdyby nigdy nic – bo graliśmy dwa razy.
- Byłem w to najlepszy w podstawówce – uśmiechnął się Bastek.
- Natko, już – oznajmił Ernest.
Natka pobiegła do kuchni z pudełkiem i wróciła niosąc dwa kubki: ten niski, gliniany i drugi ceramiczny, do barszczu.
Ten gliniany podała Bastkowi.
Na piciu herbaty i rozmowach o rzeczach ważnych i mniej ważnych upłynął nam cały wieczór.
Natka z Bastkiem siedzieli na łóżku, obok siebie, plecami opierając się o pastelowo zieloną ścianę ( w pokoju były takie dwie – ta przy łóżku i ta na której stały meble. Pozostałe, wraz w korytarzem, były fiołkowe).
W pewnym momencie Natka położyła głowę na ramieniu Basta i najnormalniej w świecie zasnęła.
A on uśmiechnął się tylko, podłożył jej pod głowę poduszkę, odsunął się kawałek i położył głowę obok niej.
Po chwili spali już oboje, Natka z głową obok szyi Bastka, w mokrej afrykańskiej sukience i Bastek wtulony w jej czerwone włosy, w równie mokrych czarnych spodniach i brązowym swetrze.
Tej nocy już nie rozmawialiśmy. Nie chcieliśmy ich obudzić. Ale każdy z nas miał niepokój w sercu.
Natka nigdy nie zasypiała tak szybko.